literature

Chapter I

Deviation Actions

EnigamiS's avatar
By
Published:
943 Views

Literature Text

Rozdział I
Po drugiej stronie miecza

- Mamo!! Gdzie jest moja spinka? No ta z kwiatkiem! Zaraz się spóźnię! – krzyknęła ze swojego pokoju.
- Nie mam pojęcia. Tu masz śniadanie. – odpowiedziała około 30-letnia kobieta o długich blond włosach i niebieskich oczach, wyciągając rękę z papierową torbą. Nagle w drzwiach pokoju pojawiła się młoda, długowłosa blondynka o tęczówkach w odcieniu mlecznej czekolady, z wyglądu bardzo podobna do swojej mamy, a jednocześnie zupełnie inna. Skacząc na jednej nodze w stronę kobiety, próbowała założyć skarpetkę.  Po chwili gimnastyki z wredną częścią garderoby, odebrała paczkę od starszej blondynki, pocałowała ją w policzek i odbiegła w stronę wyjścia.  
- Dzięki! Po szkole idę z Amayą do dziadka! – głos dziewczyny dobiegał z długiego holu, gdzie pospiesznie zakładała swoje czerwone baleriny.
- Tylko uważajcie na siebie. I pozdrów tatę!
- Dobrze! Kocham Cię! – słychać zatrzaskujące się drzwi i pospieszne kroki na korytarzu.

Tłum czekający na przejściu dla pieszych. Na czele zgromadzonych stoi zdyszana blondynka. Pospiesznie rozgląda się w obie strony. Zielone światło - dziewczyna przechodzi jako pierwsza, biegnie przez miasto. Gwałtownie zakręca i wpada na podwórze jednej z najbardziej renomowanych szkół w Tokio.  Biegnie po schodach, by kilkanaście minut po dzwonku wpaść do klasy.
- Senya Kizuna! Znów spóźnienie!! – wykrzyczała nauczycielka, zdawałoby się że robi to codziennie.
- Sumimasen...

Dzwonek. Ze szkoły wychodzą tłumy nastolatków, wśród nich Senya. Machając, wybiega ze szkoły. Znów pospiesznie przebiega przez ulicę. Wbiega do parku, mijając po drodze tłumy ludzi, niczym rakieta. Przeskakuje przez barierkę, by zgrabnie wylądować na tylnym siedzeniu fioletowego Kawasaki  Zx10r Ninja. Kierowca w skórzanej kurtce, bez słów, podaje kask swojej młodziutkiej pasażerce. Ruszają z piskiem opon, szybko znikając w natłoku samochodów na tokijskiej czteropasmówce.

Świątynia. Niezbyt różniąca się od innych, gęsto rozsianych na tym terenie świątyń. Otoczona wielowiekowymi drzewami, położona na wzgórzu, strażnik cmentarza świątynnego. Na placu krząta się z miotełką niski, siwy staruszek, podśpiewując sobie w akompaniamencie  okolicznych ptaków. Niestety błogie chwile przerywają krzyki dochodzące ze schodów prowadzących w dolne części parku.
- No chodź! Szybciej! Ruszaj się, żółwiu! – słychać bardzo dziewczęcy melodyjny głos.
- Taa… Idę…  - odpowiedział obojętnie bardziej dojrzały, kobiecy.
Zza schodów najpierw wyłania się roześmiana blondyneczka w nieco zmodyfikowanym mundurku szkolnym – rozpiętej śnieżnobiałej koszuli, fiołkowym T-shirt'cie blisko ciała z motywem aniołka, krótkiej plisowanej spodniczce, odsłaniającej zgrabne, acz umięśnione uda, w skarpetkach w kartkę i z kwiecistą torbą, które nijak miały się do reszty stroju, ale dziwnie pasowały do jej stylu. Po chwili, za skaczącą Senyą, pojawia się dużo wyższa od niej, ciemnoskóra kobieta, dobrze obdarzona przez naturę. Fioletowa bluzka, bardziej przypominająca strój kąpielowy, odsłaniała piękne, zgrabne ciało pokryte tatuażami, obcisłe rurki podkreślały długie nogi, a czarne botki i papieros dodawały jej powagi i drapieżności, ale ujmowały z sympatyczności.
- Dziadkuuuuu!  - Senya rzuciła się na szyję biednego staruszka, który jednak nie wyglądał na zmartwionego faktem, że duże piersi dziewczyny odcinają mu dopływ powietrza.
- Witaj, kochana. Jak Ci minął dzionek? – zapytał wnuczkę dźwięcznym głosem, kiedy ujrzał jej kompankę – O, dzień dobry, Amaya – uśmiechnął się do mulatki, wydostając się z objęć Senyi.
- Witaj dziadku.
- Zjecie coś? Xian Zu zrobił bułeczki z malinami. - zaproponował gospodarz świątyni.
- Yosh!! Chodźmy na bułeczki! – Senya ochoczo podskoczyła, wraz z nią jej przeogromne piersi i długie, spięte w kucyk włosy. Niestety, jej chęci przerwała Amaya.
- Senya, przecież miałyśmy-
- Chociaż jedną…? – blondyneczka zrobiła maślane oczka.
- No dobra. – bez entuzjazmu gasi do połowy wypalonego papierosa i rzuca niedopałek na świeżo zamieciony placyk, nie zwracając uwagi na minę dziadka, który spędził 2 godziny próbując doprowadzić podwórze do porządku.
Cała trójka podążyła do świątyni.
- Mmmm…. Ale pachnie!

Wszyscy siedzą w głównej Sali świątynnej. Cała skąpana w czerwieni, niczym z chińskich legend, ściany przyozdobione malunkami samurajów walczących ze smokami. W tyle stały cztery masywne kolumny. Na głównej ścianie wisiał miecz, a pod nim stał ołtarz z rozłożonym pergaminem. Na środku sali, w kręgu z różnych znaków japońskich, niełączących się w żadne konkretne zdania a nawet słowa, siedziały obie dziewczyny, przebrane w stroje bojowe, naprzeciwko nich stał dziadek, w rogu wysoki, przystojny, długowłosy brunet. Senya dojadała jeszcze bułeczkę.
- Mmmm… Pyszna! Xian… jesteś boskim kucharzem! – na te słowa chłopak bardzo się zawstydził. Nim zdążył odpowiedzieć , wtrąciła się Amaya.
- Senya, musimy już zaczynać!
- Mm..hm… dobra! – połknęła całą bułkę – Już!
- Czyli możemy? – zapytał, niezbyt przejęty zaistniałą sytuacją, dziadek. W końcu miał z nimi do czynienia od wielu lat.
- Tak, dziadku.
Staruszek podszedł do ołtarza, z wielkim trudem ściągnął miecz ze ściany, po czym wrócił i wbił go w wyżłobienie na środku okręgu.  Wrócił na swoje miejsce, usiadł i zamknąwszy oczy zaczął wypowiadać formułkę.
- Panie, któremu podlega Czterech Najwspanialszych, Ty, który władasz wszystkimi wymiarami, Panie Ciemności i Światła, Śmierci i Życia, jak Biały Kruk, chce być Twym poddanym i otworzyć Bramę Czasów!
Senya, słysząc ostatnie słowa dziadka, chwyciła rękojeść miecza lewą ręką, a prawym kciukiem przejechała po ostrzu katany.  Kropla krwi szybko spłynęła po ostrzu aż do wyżłobienia w ziemi.
- OTWARCIE! – wykrzyknęła dziewczyna.
Beż żadnych zbędnych fajerwerków, na środku Sali pojawiła się para przesuwanych drzwi. Senya i Amaya podeszły do nich. Blondynka dotknęła pergaminu rozciętym palcem. Pergamin, niczym żywe stworzenie, wchłonął krew, nie pozostawiając ani jednej plamki. Drzwi rozsunęły się, ukazując kompletną ciemność.
- Tylko uważajcie na siebie.
- Dobrze, dziadku! Do zobaczenia za miesiąc! - uśmiechnęła się blondynka.
- Aa.. – odpowiedział staruszek, przyglądając się znikającym sylwetkom.
- I niby z czego się tak cieszysz? – usłyszał tylko wredne pytanie Amayi, drzwi się zamknęły i zniknęły.
Dziadek chwycił miecz i odwieszając go, powiedział do pomocnika:
- Xian, zrób nam herbatkę malinową.
- Hai, Fukushin-sama! – po tym chłopak żwawo ruszył w stronę kuchni.

Błękitne, czyste niebo, niczym nie zakłócone… zaraz, właśnie, że zakłócone. Na niebie pojawiają się drzwi, z których zgrabnie wyskakuje Amaya. Delikatnie ląduje na zielnej trawie. Nagle… ŁUBUDU!  Obok Amayi spada na tyłek Senya.
- Czy ty nigdy się nie nauczysz?
- No co!? To jest trudne! - odpowiedziała z Senya z wielką obrazą w głosie.
- Dobra, dobra. Chodźmy już.
Obie ruszyły ścieżką prowadzącą w dół, jako że znajdowały się na zalesionym wzgórzu. Nie uszły zbyt daleko, kiedy nagle Senya skręciła między drzewa.
- Gdzie ty znów idziesz? – zapytała mało przejęta Amaya.
- No chodź!
Amaya skierowała swoje kroki za blondynką. Po chwili dotarła. Ujrzała skraj urwiska a nad nim swoją kompankę.
- No co tak stoisz? - zapytała roześmiana blondynka. – Idziemy! - i skoczyła z urwiska.
Amaya ruszyła z miejsca i z przerażeniem w oczach rozejrzała się na przepaścią. Po jednej ze ścian zjeżdżała Senya.
- Co ty robisz, idiotko!?
- No rusz się! Zostałaś z tyłu!
- Ja Ci dam…  - mulatka również skoczyła w ślady poprzedniczki.
Senya szybko zniknęła między drzewami. Amaya przyspieszyła i również po chwili zniknęła wśród roślin. „Szybciej!" – tylko tyle słyszała, oprócz szumu poruszanych przez nią liści. Po kilku sekundach dojrzała wśród drzew pukiel jasnych włosów, delikatnie falujących pod wpływem przyspieszonego oddechu dzieczyny. Amaya wyskoczyła z lasu, z zamiarem definitywnego nawrzeszczenia na Senyę, ale nie zdołała, bo jej oczom ukazał się piękny widok. Miasto wśród gór i lasów, oświetlone pięknym, popołudniowym słońcem. Na skraju urwiska stała Senya.
- Witajcie w domu… - mruknęła.
- Taa… Witajcie w Sauretsumachi…
Wprowadzone jest kilka zmian..

Moje wypociny. Mam nadzieję, że ktoś się skusi, mimo, że nie pachną ładnie.

Story (c) by EnigamiS
© 2010 - 2024 EnigamiS
Comments75
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Muziasta's avatar
super się zaczyna :) dobra wyszukiwarka natrafiła mnie a to ciekawe opowiadanie ^^ widzę, że mocno lubisz anime i mangę :) super ^^ też piszę opowiadanie w klimatach anime